Modrzewie pamiętają, czyli zimowy spacer po Parku Bródnowskim
Cała sprawa zaczęła się dosyć prozaicznie. Podczas spotkania wigilijnego w Kole nr 1 siedziałem naprzeciw pani Marii Kamionek. Zaczęliśmy rozmawiać o naszej dzielnicy,
o Parku Bródnowskim narzekając na brak informacji o organizowanych w nim przez Ratusz imprezach, kiedy nagle usłyszałem słowa: - Ja mieszkałam tam. Tam stoją jeszcze moje modrzewie. – Zaciekawiłem się.
Umówiliśmy się na zimowy spacer śladami wspomnień.
Wchodzimy do Parku od strony przystanku „na żądanie” przy ulicy Wyszogrodzkiej, lecz nie od alei z lampionami, ale trochę w lewo, obok ogródka dla dzieci. - To tu gdzieś stał mój dom, zwykły, budowany na dziko, jak wiele sąsiednich z tamtego okresu. Dzisiaj nie pozostał po nim żaden ślad. Mieszkałam tu 21 lat, od dnia ślubu w 1954 roku.
Adres – Bartnicza 54.
O! – tu jeszcze rosną bzy. Tędy biegła droga (prawie prostopadle do dzisiejszej ulicy Wyszogrodzkiej – przypis redakcji) – snuje swoją opowieść pani Maria. Koledzy męża, w ramach prezentu ślubnego posadzili wzdłuż niej dziesięć modrzewi. Wtedy w okolicy jeszcze nie było modrzewi. Niestety, przyjęło się tylko pięć. Do dzisiaj nie wiadomo, dlaczego zaczęły rosnąć tylko po jednej stronie drogi. Pierwszy z modrzewi wyrósł najbardziej ale ma uszkodzony czubek. Kiedyś nasz kotek wlazł na drzewo i nie mógł zejść. Mąż zrobił lasso, zarzucił na drzewo i przygiął gałąź. Kotek uratowany ale gałąź złamana. Tam dalej widać kolejne pamiątki sprzed pół wieku – to dwa drzewa morwowe i brzoza.
– A te drzewka owocowe rosły na moim podwórku; dzisiaj są częścią ogródka dla dzieci .
Dosyć często, kiedy spaceruję po Parku, spotykam znajomych, sąsiadów z czasów młodości. Wspominamy dawne chwile. Nachodzą refleksje. Choć trudno było żyć w domach bez wygód, to byliśmy młodzi. Trudno się dziwić, że Park ciągnie jak magnes, przypomina tamte dni. Do tego z każdym dniem pięknieje.
opowieść zebrał Marek Z.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz